Fenomen Orbana

Miażdżące zwycięstwo węgierskiego premiera Viktora Orbana nie bierze się tylko i wyłącznie z tego, że Fideszowi udało się na Węgrzech zbudować system zależności społecznych i gospodarczych od rządu oraz z tego, że jego formacja zawładnęła mediami. Bierze się głównie z tego, że Orban umiejętnie połączył gospodarkę rynkową, nacjonalizm i konserwatyzm społeczny. A tego właśnie oczekuje większość Węgrów.

Przypomnijmy, że pierwsze węgierskie wolne wybory w 1990 roku, wygrała nacjonalistyczna partia chrześcijańsko-demokratyczna, Węgierskie Forum Demokratyczne, z blisko 25 procentowym poparciem (). Trzy inne partie konserwatywne, w tym Fidesz, uzyskały łącznie dodatkowe 27 procent. Nacjonalistyczna centroprawica miała zatem około 52 procent poparcia.

Ten model utrzymywał się przez następne 20 lat (z wyjątkiem wyborów w 1994 roku, które z 33 proc. głosów wygrała Węgierska Partia Socjalistyczna) partie centroprawicowe konsekwentnie otrzymywały od 49 do 54 procent głosów. 

Fidesz Orbana, na początku miejska partia skoncentrowana na gospodarce rynkowej, ewoluował w stronę partii nacjonalistycznej o konserwatywnych poglądach. Do 2006 roku był dominującą partią wśród węgierskich konserwatystów.

Wyciek taśm w 2006 roku doprowadził nie tylko do porażki socjalistów, ale na trwałe wpisał ich w świadomość węgierskiej opinii publicznej jako formację, która zwycięstwa buduje na kłamstwach wyborczych (). Co więcej Węgrzy obwiniali lewicę nawet za kryzys gospodarczy 2008 roku, co spowodowało masowy przepływ elektoratu na prawo. W efekcie w 2010 roku Fidesz wygrywa wybory z 53 proc. poparciem (). W tamtych wyborach nacjonalistyczny wówczas Jobbik zdobył 17 procent, a Węgierskie Forum Demokratyczne prawie 3 procent. Już w 2010 roku na węgierską prawicę głosowało zatem 73 proc. wyborców. A przecież wówczas Orban nie manipulował mediami, ani nie układał pod potrzeby Fideszu granic i wielkości okręgów wyborczych.

Żeby zrozumieć politykę węgierską dzisiaj, to zawsze trzeba pamięcią wracać do traktatu z 4 czerwca 1920 roku. Był to niezwykle surowym werdykt zwycięskich mocarstw, podyktowany Węgrom w pałacu Grand Trianon w Wersalu. Na jego mocy państwo węgierskie utraciło ponad 2/3 swojego terytorium oraz ponad połowę ludności. 

Warunki traktatu pokojowego miały w zamierzeniu Ententy, w tym zwłaszcza Francuzów i Anglików, którzy ściśle współpracowali z Czechami, Serbami i Rumunami, sprowadzić liczące ok. 21 min mieszkańców i 325 tys. km2 powierzchni, potężne i dobrze zorganizowane państwo węgierskie do roli słabego, małego kraju, z niespełna 8 milionami ludności na terytorium o powierzchni poniżej 100 tys. km2. 

Jak zauważa Jacek Żołądź w publikacji „Polityka zagraniczna współczesnych Węgier a kwestia mniejszości węgierskich w krajach Europy Środkowo-Wschodniej” (), nowe granice w ogóle nie uwzględniały zasięgu zwartego, węgierskiego obszaru etnicznego, natomiast realizowały, w stopniu niemal zupełnym, żądania terytorialne państw sąsiednich, pozostawiając bezpośrednio za północną, wschodnią i południową granicą nowych Węgier szeroki pas terytorium nowych państw zamieszkały prawie wyłącznie przez Węgrów, i to od ponad dziesięciu wieków. 

Węgry graniczą dzisiaj z siedmioma państwami (Austrią, Słowacją, Ukrainą, Rumunią, Serbią, Chorwacją i Słowenią). Każde z nich posiada w swoich granicach jakąś część ziem Królestwa Węgierskiego sprzed 4 czerwca 1920 r. Oczywiście daleko idącym uproszczeniem byłoby uznanie, że historia determinuje w całości politykę Węgier wobec sąsiadów, ale ten czynnik ma niezwykle istotne znaczenie. Szczególnie w ostatniej kampanii wyborczej i szczególnie w związku z węgierską mniejszością na Ukrainie. 

Budapeszt miał i ma pretensje o ustawodawstwo dotyczące edukacji oraz ochrony języka ukraińskiego, które zdaniem węgierskich władz, uderza w 150-tysięczną mniejszość węgierską. Przypomnijmy, że we wrześniu 2017 roku ukraiński parlament przyjął ustawę oświatową, która wprowadzając całościową reformę systemu edukacji, jednocześnie przewidywała poważne ograniczenia w stosowaniu w szkolnictwie języków mniejszości narodowych, w tym węgierskiego. Budapeszt zareagował gwałtowną krytyką pod adresem Kijowa oraz blokowaniem zbliżenia Ukrainy z NATO, domagając się zmiany ustawy ().

Kiedy wprowadzano po aneksji Krymu sankcje wobec Rosji, to już wówczas Węgry je krytykowały. W maju 2014 r. Orban sugerował nawet w węgierskim parlamencie możliwość utworzenia autonomii na Zakarpaciu ().   Węgry domagały się przestrzegania przez Ukrainę porozumień Mińsk 2 w sytuacji, w której było już jasne, że Moskwa tego nie robi. 

Premier Węgier twierdził nawet, że Ukraina nie jest państwem praworządnym i stała się tak słaba, że jest niezdolna do ochrony praworządności i w rezultacie „nie jest w stanie spełnić swoich zobowiązań wobec różnych organizacji międzynarodowych” (). 

Węgierska retoryka wobec Ukrainy była przez lata tożsama z retoryką Kremla. Aneksję Krymu Orban tłumaczył następująco: Rosja, czując zagrożenie ze strony Zachodu, dla zachowania swojego bezpieczeństwa buduje bufor, który – niestety – przebiega przez terytorium Ukrainy (). 

Nic zatem dziwnego, że w sytuacji agresji Rosji na Ukrainę stanowisko Orbana jest całkowicie zbieżne z tym, co reprezentował przez lata. I dziwić może tylko zdziwienie tych, którzy się dziwią. 

Węgrzy znają argumenty Orbana i jego politykę ochrony mniejszości węgierskiej i od lat ją popierają, m.in. dlatego, że wpisuje się ona w ich własne odczucia oraz wynika z potrzeby ochrony oraz utrzymywania więzi z węgierską diasporą, która w ocenie Budapesztu jest na Ukrainie dyskryminowana. 

A te odczucia wynikające m.in. z poczucia niesprawiedliwości traktatu z Trianon znajdują przecież swoje potwierdzenie w każdej kolejnej Konstytucji Węgier, łącznie z ostatnią, która w artykule D mówi: „Państwo Węgierskie, mając na uwadze jedność narodu węgierskiego, jest odpowiedzialne za los Węgrów żyjących poza granicami kraju, pomaga w podtrzymywaniu i rozwijaniu lokalnych wspólnot, wspiera dążenia do zachowania tożsamości węgierskiej, realizowania praw jednostkowych i wspólnotowych, ustanawiania samorządów lokalnych, rozwoju na ziemi rodzinnej, a także zachęca obywateli do nawiązywania współpracy ze sobą nawzajem, jak również z państwem węgierskim” ().

Orban, mimo wojny na Ukrainie, doskonale odczytał nastroje społeczne. Zapewnił Węgrów w kampanii, że ich ochroni przed wojną, że nie pozwoli, aby opozycja swoimi działaniami sprowadziła nieszczęście nad Balaton. 

Opisując „trzy znaczenia demokracji liberalnej” Pierre Lemieux z Uniwersytetu w Quebecu twierdzi, że Orban stworzył demokrację nieliberalną, która jest przeciwieństwem “demokracji liberalnej”, i oznacza „każdą demokrację większościową, która nie jest ograniczona i może uchylić czyjeś prawa bez jego zgody. Demokracja siły lub demokracja populistyczna jest najbardziej reprezentatywnym przykładem tego gatunku. Populistyczna demokracja jest niemal nieuchronnie demokracją silną: ponieważ “lud” nie istnieje, z wyjątkiem zbioru jednostek o różnych preferencjach i wartościach, musi być ucieleśniony w silnym władcy, który może łatwo egzekwować swoją wolę” ().

Na Węgrzech Orban przez lata swoich rządów rozszerzył kontrolę nad większością środowisk właśnie na drodze do tworzenia “nieliberalnej demokracji”, w której kontrola i równowaga zostały osłabione, a współpracownicy premiera stali się elitą biznesową.

Orban ustanowił też ścisłą kontrolę administracyjną i ideologiczną nad większością mediów, szkolnictwa wyższego i instytucji kulturalnych. Od czasu objęcia urzędu premiera po raz drugi, w 2010 roku, Orban systematycznie podporządkowywał sobie węgierskie media, a wskazywani przez Fidesz biznesmeni wykupywali wiele niezależnych serwisów informacyjnych i zamieniali je w serwisy propagandowe (). Prawdą też jest, że dwa lata temu Orban wykorzystał pandemię, aby skonsolidować władzę i wprowadzić np. przepisy, które surowo kryminalizowały rozprzestrzenianie fake newsów. Europejskie rządy i media mówiły wtedy o śmierci węgierskiej demokracji () a organizacja Reporterzy bez granic informowała o narodzinach “pełnowymiarowego informacyjnego państwa policyjnego” ().

Histeryczna reakcja na działania rządu jest echem tego, co działo się podczas kryzysu migracyjnego w 2015 roku, kiedy Węgry postanowiły bronić swoich granic przed zagrożeniem zewnętrznym. W ten sposób chroniły również granice Europy. Ale rząd był ostro krytykowany za ten ruch i od tego czasu znajduje się w krzyżowym ogniu lewicowo-liberalnych mediów – pisała w odpowiedzi na te zarzuty na łamach Politico Judit Varga, węgierska minister sprawiedliwości i dodawała, że „Europa Zachodnia jest winna premierowi przeprosiny za to, jak został potraktowany w 2015 roku, biorąc pod uwagę wszystko, co zrobił, aby chronić granice UE w czasie kryzysu” ().

W 2015 Węgry zatamowały faktycznie napływ migrantów do Europy. Weszły wówczas jak pamiętamy w ostry spór z Niemcami i Austrią. Jak tłumaczył Budapeszt, powstrzymywanie przez Węgry swobodnego przepływu migrantów do Niemiec w celu ich zarejestrowania wynikało z przepisów europejskiego systemu azylowego. Wiąże się też z obawą, że Niemcy czy Austria zaczną odsyłać na Węgry osoby, które w tym państwie po raz pierwszy złożyły wniosek o status uchodźcy. W obliczu nasilającej się fali imigracyjnej władze węgierskie postanowiły zademonstrować determinację w egzekwowaniu przepisów unijnych, stawiając się w roli obrońcy strefy Schengen ().

Taka postawa Węgrom przypadła do gustu, bo w kampanii wyborczej 2018 roku rząd Orbana przedstawiał się jako „obrońca suwerenności Węgier w polityce migracyjnej przed naciskami zagranicznymi ze strony instytucji Unii Europejskiej i ONZ, a także wpływami amerykańskiego miliardera George’a Sorosa, który w narracji partii i rządu stał się uosobieniem prób narzucenia Węgrom imigrantów” (). I wybory wygrał.

Na zakończenie proponuję spojrzeć na ocenę Kevina Ovendena, skrajnie lewicowego brytyjskiego działacza politycznego, którego zdaniem rezultat tegorocznych węgierskich wyborów „powinien złagodzić triumfalizm polityków liberalnego centrum, którzy okrzyknęli najpierw zwycięstwo Emmanuela Macrona we Francji pięć lat temu, a następnie Joe Bidena w USA jako pokonanie “populizmu”, przywrócenie “normalnej polityki i nieubłagany postęp kapitalizmu”.

Uważa on, że kryzys liberalnej strategii nie ogranicza się tylko do Europy Wschodniej. Jako przykład podaje przebieg kampanii wyborczej we Francji, gdzie „narasta panika establishmentu” w związku z potencjalną możliwością zwycięstwa Marine Le Pen.  

Ovenden zarzuca analitykom, że zamiast stawić czoła rzeczywistości, i w sposób konwencjonalny i naukowy wyjaśniać wyniki wyborów, to tak jak w przypadku Węgier, wyjaśniają je tylko w oparciu o „korupcję, gerrymandering, ograniczanie mediów i inne antydemokratyczne środki” ().

biuro@miller.pl

BIURO POSŁA DO PE LESZKA MILLERA
UL. PIEKARY 17 P. 10,
61-823 POZNAŃ

© 2021 Leszek Miller. All Rights Reserved.

Designed by PinkShark.pl